23.10.2012

i znowu w pełni
Powiśle zalane
schizofrenikami
widziałam się
z nim

czy i on
widział siebie
ze mną
pytam lustro
wody
wody
lustro odpytuje

3.10.2012

sanatorium pod klepsydrą

komputer i ja popsuliśmy się w tym samym czasie






1.10.2012

koszmar Piotrusia

W mieszkaniu już od tygodnia panowało zimno wręcz nieprzyzwoite; zimno, które zmuszało do czytania nocą przy użyciu jednej tylko ręki, na zmianę lewej lub prawej, a drugiej, na zmianę prawej lub lewej, ogrzewania pod kołdrą, w potencjalnie najcieplejszym miejscu. Piotruś ze wstydem odkrył, że są to genitalia i przewracając się to na lewy, to na prawy bok miał coraz większe wyrzuty sumienia, że ten list, pachnący przecież tak bardzo Marianną, w jakiś sposób bezcześcił; inaczej jednak nie szło, a czytać go musiał, czytać do rana.

Było mi przykro, bo cały dramat z brakiem ogrzewania był oczywiście moją winą. Piotruś chciał, żeby to była zima stulecia albo przynajmniej depresja na końcu świata, ale nie była to ani depresja, ani koniec świata, mieszkaliśmy wciąż w kamienicy w centrum tego peryferyjno-centralnego miasta i dwa piętra niżej dało się normalnie kupić magazyn "Książki", colę cherry i paczkę cienkich elemów i nawet nie trzeba było do tego przebierać kapci na buty. Przebierać kapci? Kto to tak mówi?

Nie była to też zima stulecia, stan terminalny ani żaden, po prostu spieprzyłam sprawę z wymianą liczników gazowych, za późno coś tam zgłosiłam, bo to zawsze przecież przychodzą informacje wtedy, kiedy człowieka nie ma w domu, a na Piotrusia nie ma co liczyć, że odbierze.

"Przyznaj więc, że całe to cierpienie jest po prostu skomleniem o uwagę, chwytem tandetnym i nie w porę, ale że takim jest właśnie, przekonałeś się za późno. Nie dało się już wycofać, ale nie dlatego, że nie dałbyś rady wyjść z bagna, ale to by pokazało uwalane spodenki i unaoczniło, że początkowo wyszedłeś tylko na spacer, nie zamierzałeś wcale włazić tam po szyję, że to był trochę przypadek, trochę pierdołowatość". Marianna zrobiła się cięta albo cytowała klasyków - nigdy nie wiedziałam na pewno, ale widziałam tę mroźną bezwzględność w jej oczach po samym kroju pisma, którym zaadresowana była koperta. Na wspomnienie o tym przymknęłam okno, chociaż dym się już coraz mocniej wciskał w pranie pod sufitem.

Piotrusiowi nocą śniło się, że znów stał na scenie i kazano mu pisać maturę na temat "Czemu cierpię". Pamiętał tylko, że zabrakło mu miejsca, więc pisał też po ławce i ręku, ale w końcu zabrakło też czasu. Na następny dzień okazało się, że szkoła spłonęła w niespodziewanej pożodze wojennej i maturę unieważniono, a chłopców, w tym Piotrusia, wcielono do wojska. Obudził się z krzykiem po raz drugi, gdy na drugi dzień okazało się, że źle zakodował kartę i ministerstwo unieważniło jego arkusz, nawet nie przeczytawszy. Ale najbardziej przeraziła go wersja trzecia. Znów zasnął, śniło mu się, że pisze o cierpieniu, że znów mu zabrakło miejsca; na następny dzień dostał pracę z powrotem z poprawionymi błędami stylistycznymi, w połowie czerwoną, ale koniec końców "dobrą", "poprawna realizacja tematu".

Siedzieliśmy rano nad kawą, on pół na pół z mlekiem, ja mocniejszą; on kręcił w lewo, ja w prawo, tyle że bez cukru.