26.04.2009

baudelaire i kabanosy. wiosną w twarz

wysokie napięcie rzekotu żab
zatrzymuje akcję
serca stają na krawędzi nieba
prawdziwego i nieba-fałsz
o ćwierć tonu niżej
pod dźwiękiem

wuzetkę atramentu
daj mi
srebrną stalówką księżyca

to się nazywa
restytucja krążeniowo-oddechowa
trocheotobia (wulgarniej)

wezwiesz pomoc

przyjadą białe kitle
z kitli kieszeni
wysuną żmije z sykiem
czarny otwarty ze zdziwienia dzióbek

i uszczypną mnie nocą w łopatki
oddychać nie oddychać
oddychać
nie oddychać
niech się pan w końcu zdecyduje


konieczne bańki

zapiszą Ci na fragmencie bandaża

od rozpalonego ognia
podchodził będziesz do mnie na palcach stóp
a w palcach dłoni
przyniesiesz mi szczyptę piekielnego słońca
i posypiesz kręgosłup
jak cynamonem

dla niepoznaki zaśpiewasz piosenkę
o tej, która nie zważa na chłopców
zabierzesz wszystkie lusterka z królestwa
żebym nie patrzyła
na wielkie tłuste piegi w kształcie malin

bo tak się kończy
jeśli tego nie wiesz, chłopcze
puszczanie baniek zrodzonych z płomienia

Brak komentarzy: