18.10.2009

k.łącza

nie zasiedlam, nie przyzwyczajam (siebie, innych), nie zapuszczam korzeni. generuję tylko k.łącza.

przeniosłam się na stałe w sieć, utożsamiłam się z płochymi portretami delikatnych istnień - natrętnie domagają się identyfikacji ze mną. gdy tylko odniosłam sukces, znalazły sposób, żeby o sobie przypomnieć. poprzednie wcielenia zapragnęły nagle odcinać kupony od nieswojego zwycięstwa, co więcej - od wygranej uwarunkowanej ich właśnie nieobecnością. bezczelność nie zna granic. wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach.

odnalazłam w tym jakąś korzyść - parafując swoim nazwiskiem te portfolia smutku, niekończące się taśmy negatywów, prześwietlonych klisz, zyskałam k.łącze.

niezależnie od tego, ile kilometrów dzieli mnie od tak zwanego "domu", jestem tak zwaną "sobą". spadają na mnie kondygnacje łódzkiej historii? - nie szkodzi; przemraża lubelska tożsamość? - co z tego! wyświetl dostępne sieci bezprzewodowe, avatary z całego świata tylko czekają na kolejną językową arabeskę, dobre duchy z przeszłości wzdychają z ulgą, że nie trzeba dzwonić, i tak wszystko wiadomo. jak dobrze, że tyle się dzieje, jestem taka szczęśliwa.

łącze jest k.: łącze jest ku czemuś, czemu amputowano wszystko, poza inicjałem. odczuwam fantomowy ból po tym, co amputowano. jak pokonać taki ból? wyszukiwarka podpowiada terapię lustrem.

Brak komentarzy: