11.06.2010

herbata z Maroka

to spotkanie zdecydowanie zbyt późne, dopiero gdy przelał się ukrop i teraz przesącza lichą strugą niebo w ziemię; gdy wypłowiały już suszące się na rozciągniętych między moim a twoim oknem sznurach letnie sukienki od max mary, dziecko (taka dobra firma, a płowieje); gdy się pogubiły w niedojrzałym zbożu zarysowane szkiełka od rowerowych lampek w końcu na baterie, nie na dynamo.

a kiedy ty, u diabła, byłaś w maroku? pytam lekko ogłupiała.

okruchy ze stołu zgarniam i chowam do portfela, zamiast portretu - anyż.

nieświadomie dodaję do zakładek ryanaira, pomiędzy aktualnościami a katalogiem bibliotek uw - rosną po cichu kwerendy walizek na rzemyk.

i kluczyk do pinkiego, który nie może być już niczyj poza kimś z naszego podwórka, bo powiedzieć trzeba jasno, że choć nigdzie nie mieszkamy (a na pewno: mieszkamy gdziekolwiek coraz mniej), wiemy dobrze, kto jest naszym sąsiadem.

1 komentarz:

MM pisze...

mogłabym się rozwiesić na sznurach
zamiast tamtych sukienek