27.08.2010

dworzec

i nie zdziw się, jeśli chwila, w której nie możesz podjąć decyzji, okaże się tą, kiedy musisz to zrobić

moment, gdy nie chcesz nikogo widzieć, to właśnie ten, w którym powinieneś kogoś spotkać


Piotruś ważył w dłoniach różnokolorowe skrawki papieru (przyklejone, zdaje się, do szpatułek ambulatoryjnych?). to odkładał, to znów podnosił, przybliżał do oczu; przymykał powieki i przeciągał kolejno każdą z nich w miejscu, gdzie powinien nosić wąsy. powinien, bo tylko wąsów brakowało mu do bycia bohaterem dziewiętnastowiecznej powieści, a ja bardzo chciałam takiego kogoś spotkać.

- Gadżeciarz - fuknęłam, rąbnąwszy sugestywnie i, jak mi się zdawało, stylowo wiekiem nakrapianego zwierciadełkami puzderka. kramarka zastygła w pół sekwencji tasowania tęczowych banknotów. Piotruś przechylił głowę w stronę prawego ramienia jak kot, który próbuje odkryć algorytm ruchów wełnianej myszki. powietrze przestało poruszać ramionami pstrego wiatraczka.

obróciłam się przez ramię i ruszyłam przez zastygłe miasto. ludzie-pomniki. szklany kielich fontanny. bibułkowe drzewa. finezyjne abażury gołębi celujących dziobami w trociny chleba.

dobry bóg zatrzasnął mnie w szczelinie pomiędzy zerwaniem się bombki z najniższej gałęzi choinki a rozpryśnięciem w brokat, żebym miała czas na przemyślenie raz jeszcze następnego ruchu.

za dwie godziny na planszę miała bowiem wjechać, wśród obłoków pary, jazgotu rozstających się/łączących na powrót rodzin, w błysku słońca i stali - marianna.

2 komentarze:

Marta K pisze...

Zawsze w najmniej oczekiwanym momencie muszę podjąć jakąś decyzję ;/

swz pisze...

Tak rzadko się widzimy. Może więc piszmy się więcej? :)