19.07.2009

tak nisko, że prawie w szaleństwo

najpierw zrywam się z łóżka. przechylam się na bok, stawiam stopy prosto w kałużę. w nocy musiało bardzo padać. znów nas zalało, mademoiselle. otwieram oczy. Oskar kurczowo trzyma się pazurkami żyrandola i przechyla głowę. patrzę, jak z jego wąziutkiego ogona powoli opada piórko – kołysze się na boki tak, jak się rysuje bożonarodzeniowy świerk, przygotowuje się do roli łódki, która przypadnie mu w udziale, gdy w końcu dotknie miękkiej i napiętej – dokładnie tak samo, jak ono – tafli wody. plums.

jest ciemno - znak, że chmury nie rozbiegły się po katastrofie i gdy otworzę okno, do pokoju wbiegnie ogród w przemoczonej, zimnej sukni rozedrganej od śmiechu skłębionego w pierzastych ciałach obcych ptaków. Oskar przypatruje się im zawsze ze szczególnym podziwem i niepokojem, głowę trzyma prosto, wiem, że dokonuje wyboru.

znów śnił mi się teatr.

podchodzę do parapetów, nieprzytomnym jeszcze okiem oceniam straty – zrzucona wczoraj balowa sukienka musiała, oczywiście, solidnie nasiąknąć i teraz leży na dnie jak pewna dziewczyna z sąsiedztwa, tiulowe halki nie zdążyły nabrać powietrza w usta, tylko welon unosi się na powierzchni, porusza się od fali moich kroków to w lewo, to w prawo. gdybyś naprawdę tego chciała, to by się zdarzyło. łatwiej powiedzieć.

zerkam na linię horyzontu – w parku wylało jezioro, widzę chlapiący na boki z radości ogon heraklita. w ogrodzie wylewają wiadrami wodę do potoków z maleńkich norek pod drzewami. biedactwa.

dlatego właśnie uważam, że ptaki są wyżej postawione w hierarchii zwierząt. staram się spojrzeć na Oskara z największą dostępną mi pogardą, szkoda, że przez pióra nie widać, jak się czerwieni.

czy jest coś boleśniejszego niż patrzeć na człowieka, który stał się dobry, błyskotliwy, szarmancki i gdzieś tam na końcu szczęśliwy, dopiero po opuszczeniu twojego królestwa? straciłam w ten sposób dwóch mężczyzn. jeden z nich znów przyjdzie dziś ratować nas przed powodzią, bo na powrót mieści się to w jego definicji człowieczeństwa – zwracać na nas uwagę, boleśnie współodczuwać nasze porażki, kiwać głową ze zrozumieniem.

Nienawidzę ich powiada Oskar przekrzywiając głowę. ląduje mi na ramieniu i szczypie dziobem w ucho.

Brak komentarzy: