resztkę kalendarza mogę strawić na poszukiwaniu źródeł swojej wyobraźni
wyrywam kliniki, języki materiału z patchworku, biegnę w świat i przykładam do wzorców, czy to ten? i cała kołdra już w strzępach, którą okryliście mnie, mamo, w noc narodzin, gładką i przejrzystą, naśladującą tamten dom, tamto wzgórze i jezioro, i podwójny klucz nad i pod
a jeśli kiedykolwiek je znajdę, jedyne, co mi pozostanie, to skąpać się w nim. A w półskoku, po odbiciu od brzegu, a przed odbiciem od cienkiej strużki zwanej powierzchnią, tuż nad taflą, zamrę, ja i nie-ja, czyli wszystko, czyli nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz