23.02.2010

uczynki miłosne względem ciała


Ciało wierzga jak zarzynane prosię. I potrafi nie tylko wymknąć się z rąk rzeźnika, ale obrócić ostrze przeciwko niemu. Umartwiając ciało, jurodiwy znajduje się w sytuacji rzeźnika, który przekonuje się – nie bez zdumienia i irytacji – że zarzynany prosiak jest jego własnym członkiem, że jest z nim „złączony” znacznie inymniej aniżeli „pani ze swym kucharzem”. Albowiem rzeź prosiaka sprawia dotkliwy ból rzeźnikowi.

Mistrz Wodziński
Oto i to. Oto oto. 

Jeśli idzie o ciało i witalność, paradoksom nie ma końca. Właściwie nie można mówić o ciele bez użycia kategorii paradoksu, może więc stąd wynikają wszelkie zagadki, których nijak nie potrafię rozwikłać, na przykład:

wygrana lub przegrana wojny zależy od ilości lub skuteczności zadanego każdej ze stron bólu i cierpienia. jest to więc jeden z niewielu sportów, w których ludzkość bierze udział, a których powodzenie polega na utracie. przychody i rozchody nie bilansują się. skoro więc celem tej dyscypliny jest śmierć wyrażana w stosunkach ilościowych, dlaczego na front nie posyła się najułomniejszych i przeciętnych jednostek, tylko te najsilniejsze? to tak jakby w zawodach rzucania zastawą stołową na odległość zrezygnować z fajansowej na rzecz miśnieńskiej porcelany, rzucać kryształowym wazonem w zawodach dla baniek na mleko. 

wojna nie domaga się po prostu śmierci. wojna domaga się śmierci tego,. co w ludzkości najwitalniejsze, zgarnięcia samej śmietany z wierzchu,  śmierć kwintesencji życia - to prawdziwa wojna. śmierć tego, co tak czy inaczej dąży ku śmierci, nazwalibyśmy farsą, satyrą na wojnę. 

albo:
APOLOGIA CIAŁA wyraża się dziś poprzez CIAŁA UBYTEK. To nieobecność tkanek ciała jest jego największą zaletą, wartość ujemna jest atutem WEWNĄTRZ TEJ SAMEJ KATEGORII. Kwintesencją życia jest jego brak. Ale to dopiero początek.

Zwalczając swoje ciało, zwalcza się samego siebie. Ta świadomość nie daje mi spokoju. Jeśli nie podoba mi się mój brzuch, jeśli nienawidzę swojego brzucha, jeśli robię wszystko, żeby go unicestwić - wytaczam przecież działa przeciwko samej sobie, uśmiercam kawałek siebie, uśmiercam siebie. A w imię czego? W imię witalności i samozadowolenia, w imię koherentności własnego podmiotu. Idąc dalej - czy jest część ciała, z którą mogłabym się utożsamić? Przegląd techniczny mojego ciała każe mi do każdej z jego części podejść negatywnie, GDZIE ZATEM JEST OŚRODEK, KTÓRY WYDAJE OSĄD? Czy ja oceniające ogranicza się do oczu rejestrujących materię? Gdzie jestem ja? SKĄD JA MYŚLĘ?

A jeśli nie potrafię ustalić, skąd ja myślę, a na pewno mogę ustalić, skąd ja czuję - bo prawie wszystkie części ciała mam unerwione, to czy pozbywając się ciała nie pozbawiam się jednocześnie możliwości odczuwania świata?

Wieczory są teraz wilgotne i ciepłe, chłodnące w miarę spaceru. Idąc w cienkim, przylegającym polarze mam wrażenie, że odzyskuję łączność z otaczającym mnie światem w miarę, jak chłód przenika przez ubranie i wsiąka w skórę. Drzewa odbijają się echem w kałużach, ciało interferuje z powietrzem/wilgocią/wodą/kałużą/drzewem, Tofik cichutko podzwania obrożą, nadbiegając z bocznej alejki.

Brak komentarzy: