11.11.2007

spiritus movens vs. spiritus movetur

W ciągu roku wiatr zmian nawiedza Malinowo dwukrotnie: wpół do zimy i wpół do lata- kiedy dokładnie, nie wiadomo. Trzeba czekać. Może z biegiem lat nauczę się wyczuwać ten dzień, by już nigdy go nie przegapić, wiąże się to bowiem z bardzo poważnymi konsekwencjami. Z szaleństwem.

Tej nocy wiatr budzi się gdzieś na styku nieba z ziemią, pośród pustych, podmokłych niebem pól. Potem przeciska się pomiędzy zbutwiałymi liśćmi, wyprowadzając z równowagi ospałe już ropuchy, a gdy w końcu poczuje się wolny, rozpoczyna swój demoniczny żywot- krótki i piękny jak życie nocnego motyla, z perspektywy ludzkiej tak samo niepozorny, z perspektywy księżyca tak samo ważny. Pozostając z księżycem w komitywie, mam nieco większą świadomość wiatru i nieco mniejszy przeszywa mnie na myśl o nim strach- mimo to nie mogę zmrużyć oka, gdy zrywa nocnym podróżnym z głów nieprzespane myśli.

Mój Dom, sprowokowany przez impertynenta do dyskusji- przestaje być znanym mi domem. Awanturuje się. Skrzypi belkami dachu, jęczy zardzewiałymi gwoździami, klapie kawałkiemwykładziny na betonowych schodach, trzaska okiennicą. Na tarasie zgrzyta zębami- przesuwają się metalowe nóżki ławek i stołów. Nie może go znieść, wije się i zżyma, a wiatr jak zaklęty sączy mu do komina złe wróżby, czarne roztacza wizje i sieje zamęt w biednej, starej głowie. Dom nie może uciec. To nie w jego stylu. Wspieram go więc- tak samo niewzruszenie leżę na wznak i obserwuję cień tańca gałęzi primadonny z mojego ogrodu, która siłą rzeczy włączona w ten spór, choć tak przecież krucha i delikatna!

Bez tej jednej nocy- świat staje na głowie. Nie mogę pogodzić się z zimą, nie mogę zaakceptować tego wiatru w kołnierzu, wciąż mnie irytuje. Stojąc na przystanku owijam się szczelnie gazetą, wystawiam jedno szczekanie na próbę drugiego. Z satysfakcją puszczam gazetę z rąk i obserwuję, jak nią wiatr gardzi i pomiata, jak sobie bez mojej opieki biedaczka nie radzi, jak się rozczarowuje własną niemocą wobec silniejszego.

Impertynencie- krzyczę w ekstatycznym uniesieniu- kłóć się, swarz, zaperzaj i zacietrzewiaj! Niech się stanie Zima!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

zima skrada się i powoli zaciska na ziemi zimne palce, stąpa kocimi łapami śnieżynek podcina gołoledzią nogi, wreszcie skacze do gardła zaczajonym mrozem...

aż głos więźnie przerażony...
a wiatr. ?

wiatr, to tylko taka zmyła, kawaleria innej epoki innego czasu.

Anonimowy pisze...

"Jak tak duje wiatr, to znaczy, że ktoś się powiesił.... powiesił.... powiesił...."
Zawrócili mi w głowie tym zdaniem i teraz zawsze pamiętam. I boję się wiatru, przed którym ktoś się powiesił. Jako jednej z wielu/niewielu rzeczy, których się boję.
Zazdroszczę świadomości wiatru, księżyca i żab w ich kryjówkach, mi zostają tylko słowa.

Inachis Io (Świerszczyk)

malinowe pisze...

postuluję podpisywanie się pod postami, bo nie wiem, z kim polemizuję :p Zdecydowanie przeciwna jestem kojarzeniu wiatru z samobójcami. Wiatr jest uosobieniem życia, choć trochę... przyznam... specyficznego rodzaju ...