9.12.2007

Krzysztof W. i Peron Pierwszy na Dworcu Centralnym

Z ciągle jeszcze trwającego snu wyrwał go ruch białej tabliczki z cyfrą pięć po łuku w dół, odsłaniający tabliczkę o tyle inną, że z cyfrą sześć, tak naprawdę zaś taką samą. Wszystko było takie samo, zmieniały się tylko treści i kształty, sens pozostawał ten sam. Każda liczba jest dobrym przybliżeniem innej dowolnej liczby.

Dworzec Centralny pachniał dziś zapoconym tynkiem i tumanami kurzu wygrzebanymi spod zaropiałych powiek lamp. Krzysztof poruszył mimochodem szeleszczący papier w kieszeni. Warszawa Centralna: Kraków Płaszów- cztery słowa i dużo rozmaitych cyfr. Krzysztofa zajęło na chwilę porządkowanie ich w różne szeregi, ale kiedy nie znalazł pomiędzy nimi szóstki, poważnie się zaniepokoił- oderwał wzrok od biletu i dopiero ten łopot upadającej piątki pozwolił mu na spokojne przemyślenie swojego położenia.

Miał przecież jechać do Wrocławia, powiedział w kasie: powrotny do Wrocławia pierwsza klasa niepalące, na pewno tak właśnie powiedział, nie mógł powiedzieć inaczej. Ogarniające go zdumienie po chwili pulsowania pod gardłem uderzyło mu w twarz falą gorąca i wściekłości, przestąpił z nogi na nogę, spojrzał na bilet jeszcze raz. O ile Warszawa mogła się pomylić z Wrocławiem, o tyle Wrocław z Krakowem- nie bardzo, klmnoprstuw, przecież to niemożliwe. A przecież on wyjeżdża z Warszawy, więc Warszawa nie mogła się pomylić, musiał się ten Kraków... Krzysztof stanowczo ruszył w stronę ruchomych schodów, ale w tej właśnie chwili ten sam kierunek wybrało pięćdziesięciu pasażerów przybyłych z Szestoka i stacji pośrednich, pięćdziesięciu pasażerów w pięćdziesięciu grubych kapotach i ich pięćdziesiąt walizek na kółkach, pięćdziesiąt damskich torebek i skórzanych neseserów, piesek na smyczy, futerał na wiolonczelę, małe rozwrzeszczane dzieci, kobieta o lasce, ogromna teczka na rysunki. Wszystko to odebrało Krzysztofowi możliwość wyładowania złości na Bogu ducha winnej kasjerce. Bogu ducha winnej, bo Krzysztof sam poprosił o dokładnie taki bilet. Nie przypomniała mu tego ogromna teczka na rysunki, choć taka była pewnie jej funkcja w tym przedziwnym krajobrazie. Wystarczy zresztą, że teczka odebrała mu złość i zbiła go z tropu.

Tymczasem na tor wtoczył się pociąg do Krakowa i Krzysztof, sam nie rozumiejąc, w czym rzecz, ustawił się w kolejce do drzwi.

Brak komentarzy: