14.06.2008

sado

Roji

Skwar. Choć na chwilę usiąść. Zamknęłabym oczy i po krzyku - na moment byłoby po krzyku, K. Potem by wróciły słowa rzężące, skrzypiące żwirem pod stopami, tak samo. Ale bądź konsekwentny. Chociaż raz, kurwa, bądź konsekwentny i przyznaj sam, że mówiłeś o chwytaniu chwili? Żeby za bardzo w przyszłość nie wybiegać?

Cień. Czuję, że siedzisz obok. Nie widzę cię przecież, nie słyszę. Nawet ty przestałeś się poruszać - w tym ogrodzie, w którym się trwa tylko. Którędy się tu dostaliśmy? Na powiekach drgają mi plamy słońca, wiatr może porusza drzewami za parkanem. Musi być wiatr, bo czuję falę pozornego chłodu na policzkach, a od spodu do powierzchni żar wypływa. Nikt nam nie mówił. A jednak wstałeś dopiero wtedy, kiedy zbladłam zupełnie, kiedy już nie było innej drogi.

Chashitsu

Wewnątrz zawsze czuję się uspokojona. Granica może być tylko pozorna - zresztą, co może być bardziej pozorne niż granice. Granica może być umowna. Tak jak jesteś umowny ty, jak ja - umowna. Prawdziwy jest tylko skwar i cień. Granica może być nieskończona w swojej znikomości - jakby to --- nie-nieskończona? Może być z bibuły. Śmiałam się, kiedy pytałeś, czy nie przeszkadza mi taka cienka ściana, bo mnie to łaskotało w szyję i policzki - w gardło łaskotało mnie to słowo, świadczące tak bardzo że -
- że się nie zrozumiemy.

Może nigdy nie bałeś się strychów? Nie uciekałeś nocą z lasu, zdyszany? Wiedz, że zewnętrze szanuje wnętrze tak samo, jak wnętrze zewnętrza się boi. Nie ma znaczenia, czy granica jest tylko bibułą, K. Zawsze jest dokąd uciec.

Tokonoma

Odczyńmy rozczarowanie. Nie ma w tym nic, czego dotąd nie było. Może ty jesteś choć trochę inny? A jeśli nawet nie? Jeśli nigdy nie byłeś naprawdę... Może ten skwar, który jest - może on się zmienił? Czy wisi nadal nad źródłem, zaczepiony o rozkwitłą gałąź nad naszymi głowami? Jeśli znajdziesz go w tym samym miejscu, jest szansa, że on się zmienił. Relatywizm zabił w nas zdolność zachwytu, K. Czasami tęsknię do bibuły.

Chanoyu

Są dwa rodzaje automatów do kawy.

Jedne spokojnie przyjmują od Ciebie monetę, przepuszczają przez swoją wąską gardziel, wydalają resztę. Potem dobierają osobne ziarna, jakby ich kształt miał jakieś znaczenie, mielą je powoli i nader hałaśliwie, zwracają na siebie uwagę otoczenia. Coraz więcej osób wokół ciebie oczekuje na kawę, która ma być przecież tylko twoja. Ale wiesz, że rzeczy ważne nie rodzą się w ukryciu. Nie na dłuższą metę. Potem zagotowuje się wrzątek. Tłum wokół się zagęszcza. W końcu automat spokojnie wysącza do twojego kubka odrobinę czarnego, gęstego płynu, którego aromat obezwładnia równie gęsty i czarny tłum - jeśli tylko potrafisz odpowiednio wypić to, co zostało ci dane, jesteś w stanie nim zawładnąć.

Drugie łykają monetę i wypluwają ją z powrotem. Po kilkunastu sekundach beznadziejnej walki podejmują współpracę. Kubek z trzaskiem upada w podstawkę, automat bez namysłu pluje czymś, co po chwili zalewa ci ręce, bo komunikat na ekranie nie zgadza się ze stanem faktycznym. Ludzie wokół z obrzydzeniem odsuwają się od ciebie i automatu. Zapach trójwarstwowej zawartości kubka też ich nie zachęca. Przechylasz go i wiesz, że początkowa gorycz ustąpi na koniec kwaśnej słodyczy - a po chwili zostanie ci już tylko osad na czubku języka.

Ale nie wszystko zależy od automatu, K.

Ja na przykład - niezależnie od kawy - zawsze parzę nią sobie usta

P.S. Automaty do herbaty zaś - nie istnieją.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

malin, mnie to jakoś rozmiękło od środka, naprawdę. i nie wiem, dlaczego, i nie wiem co.

miękko i cicho mówię dobranoc.

Anonimowy pisze...

delikatnie smakować liść - który woda podnosi do ust, ciepłem owinięty.
pachnie. jak on pachnie przez wodę.

delikatnie iść, wychodząc nie zamknąć drzwi
po co hałas. po rostu nie wrócić.

Anonimowy pisze...

widzisz Malino, coś w tych wersach jest niesamowitego :)