w aluminiowych ramach
wyjeżdżają na środek
dwaj panowie
stawiają taczki pełne papieru teczek papieru papieru
ile za to dostaniemy?
pyta ten z prawej, wyciągając kieliszki
ale za co? - pyta z lewej
(chyba, bo obraz widzimy w lustrze)
pod żółtą nakrętką z blachy
skrzypi cukier
od dołu zrywa się wiatr
przybiegają okoliczne dzieci
stoją z otwartymi ustami
niebo zawirowało
jak płachta spadochronu jak świąteczny obrus jak plaster na rozbite kolano
jak żagiel
dzieci są niskie
z dołu nie widzą
czarnego druku pseudonimów nazwisk
czerwonych korekt i pieczęci
z kartek, które opadną robią
samoloty
i z powrotem
w jednej trzeciej kadru stoi
dobrze zapowiadający się pisarz
nikt go nie dostrzega
ma średniobiałe zęby bo kopci
jak smok
jeździ kiepskim samochodem
ale za to daleko
by wygnieść garnitur
na przydrożnych kamieniach
zbiera do czarnej skrzynki
spadające pod nogi samoloty
na odwrotach złych kserówek
jest tyle wolnego miejsca
na trzecią powieść pt. Testament
tym razem
wszystko zapisze
na prawdę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz