wsiadam w sam środek rozmowy. wygląda na to, że ta sytuacja trwa już dobre dwa przystanki.
- A jak on ma na imię? - pyta on
- Miękki. Bo jest bardzo miękki - odpowiada ona, dotykając łapy na dowód i przytulając twarz do jego karku
- A może nazwałabyś go Wojtuś? - przymila się - On mi wygląda na Wojtusia. Wojtuś, choć do mnie na chwilę
chwila namysłu
- Dobrze, może być Kasia
- To może raczej Metard (Bóg mi świadkiem, jak bardzo chciałabym opisać sposób, w jaki to "t" u niego zabrzmiało, było jak papierowy lampion w chińskiej świątyni, który, poruszony wiatrem, otarł się o RT, ścianę ze zbitego lustra) to takie brudne imię.
(przyznaję, że może tam raczej było "trudne", ale zostawiam "brudne", przecież mam prawo niedosłyszeć o tej porze)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz