8.11.2009

jamnik ż. s.


(obraz pożyczony od ~da-bu-di-bu-da STĄD)

Zanim Pan P zamieszkał w swoim kapeluszu, widywano go w słotne popołudnia, jak przechadzał się ulicami w nieodłącznym towarzystwie psa. Był to zawsze ten sam, ciemnopopielaty jamnik o ogromnych brązowych oczach. Nigdy nie widziano, by pies ten szczekał czy przejawiał jakąkolwiek agresję. Co więcej - w ogóle nigdy nie widziano jamnika w innym usposobieniu niż to słotne, apatyczne i refleksyjne. Szedł zazwyczaj nieco szybciej niż Pan P, jednak nie mniej dostojnie - urokliwa czerwona obróżka na jego szyi nie napinała się ani na chwilę, smycz zaś swobodnie dyndała w powietrzu. Naprawdę jamnik Pana P mógłby chodzić bez tej smyczy, ale trudno było wytłumaczyć Panom Policjantom jego absolutną nieszkodliwość dla otoczenia.

Skąd Pan P ma Jamnika? Och, doprawdy - nie wiadomo na pewno. Być może przybłąkał się do niego któregoś refleksyjnego popołudnia i został przy nim na zawsze. Pan P czasem opowiada, że miał sen - a przecież było to tak dawno, że nie może mieć pewności, czy nie zdarzyło się to naprawdę - w którym rozmyślał na poły smutno i życzliwie nad światem i samym sobą, gdy nagle coś straszliwie zadrapało go w gardle - odkaszlnął więc odruchowo - i wypluł Jamnika. Na pamiątkę tego snu - czy też prawdziwego wydarzenia - Pan P nazwał psa: Jamnik Życzliwego Smutku, w skrócie - Jamnik Ż. S., co wymawia się mniej więcej: "Jamnik że se". Rodzina z Francji wysyłała więc takie życzenia świąteczne: "Dla Pana P oraz Jamnika Je Sais", bo tak im było wygodniej zapisać. A ponieważ Jamnik nie protestował, nowe imię szybko się przyjęło.

Od kiedy Pan P zamieszkał w kapeluszu, Jamnik Je Sais czuwa przy nim podczas zwyczajowej popołudniowej drzemki, by nie atakowały go ropuchy i niezapowiedziani goście. Kiedy Pan P budzi się, Jamnik Je Sais pozwala sobie czasem na samotne spacery po lesie. Podobno ostatnio nawet nie wrócił na noc.

Brak komentarzy: