8.11.2009

rzęsisty deszcz


Nietrudno się domyślić, że piękna pogada na skraju lasu, gdzie mieszkał Pan P, nie mogła trwać wiecznie. Oprócz dni słonecznych i skwarnych coraz częściej trafiały się także dni słotne. Podstawową zmianą w życiu Pana P było to, że nie tracił już - jak to bywało dawniej - dobrego humoru w takie dni. Czasami można było wręcz mieć wrażenie, że jego samopoczucie ulegało wtedy znacznej poprawie.

Z chwilą, gdy do kapelusza sprowadzono wszystkie niezbędne (jak również te nieco mniej niezbędne) książki, Pan P musiał zacząć myśleć o ochronie kapelusza przed deszczem. W przeciwnym razie wszystkie jego mądrości upłynniłyby się, po prostu. A z mądrości upłynnionej - proszę mi wierzyć - jest bardzo mały pożytek. Pan P dumał długo nad jakimś błyskotliwym rozwiązaniem, aż, zaobserwowawszy przechadzającego się nieopodal żółwia błotnego, doznał olśnienia. Wystarczyło wszak przewrócić kapelusz rondem do dołu!

Łatwo pomyśleć, trudniej zrobić. Pan P użył wszystkich swoich sił, by kopnąć kapelusz, ale tylko narobił sobie niepotrzebnego bólu. Zabawił się też w koło fortuny i kręcił rondem kapelusza ile sił w ramionach. Nic z tego.

Zmarnowani usiedli z Jamnikiem na pieńku i wymownie milczeli. Pan P pomyślał jeszcze: "Do nieszczęscia brakuje tylko, żeby spadł teraz rzęsisty deszcz!". Po tych słowach, jak na zawołanie, z nieba zaczęły sypać się ogromne krople, kazda otoczona podwójnym rzędem rzęs imitujących powieki.

Ponieważ krople dobrały się łapczywie do biblioteki, właściciel musiał się stanowczo sprzeciwić. Nieświadom wówczas jeszcze, jak dalece bezcelowym zajęciem jest dyskusja z rzęsistym deszczem, odchrząknąwszy, wypowiedział się mniej więcej tak:

- Przepraszam najmocniej, że ośmielam się przeszkadzać pytaniem, lecz w najwyższej trosce o mój księgozbiór pragnąłbym się dowiedzieć - czego szanowne panie szukają? - na co jedna z kropel zamrugała znacząco i odpowiedziała głośno:
- Osobiście - nic nas to nie obchodzi. Pan Bóg postanowił rzucić okiem na ziemię. Chce wiedzieć, co się teraz czyta, bo wybiera się na krótki urlop.

Pan P wprawdzie bąknął coś w stylu "ach, tak?" lub "znakomicie!", jednak nie postrzegał tej sytuacji optymistycznie. Z rozżaleniem patrzył, jak krople stają na rzęsach, by wspiąć się na najwyższe półki i sięgnąć do nich wzrokiem.

Jak tyko rzęsisty deszcz opadł z kapelusza na trawę i zaczął rozglądać się, co w trawie piszczy, Pan P odetchnął z ulgą. Tworząca się wokół coraz szersza kałuża z rzęsistego deszczu przyciągnęła pod kapelusz grupę żab. Ponieważ wyglądały na bardzo miłe i uczciwe (przed wejściem do kałuży każda dokładnie wytarła nogi o trawę) Pan P postanowił zasięgnąć ich porady.
- Drogie sąsiadki! Panie pozwolą, że się przedstawię - Pan P (tu dygnął bardzo znacząco, wręczając żabom bilety wizytowe). Zawodowo zajmję się czytaniem książek. Jest to powodem mego szęścia i mojej zguby zarazem, ponieważ rzęsisty deszcz pożera właśnie moje zbiory. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi odwrócić mój dom do góry nogami...

Jedna z żab, która ze względu na bliską przjaźń z pewnym rakiem wiedziała najlepiej, jak wszystko zrobić na odwrót, wyskoczyła z miejsca i długo leciała w powietrzu. W końcu opadała dokładnie na rondo kapelusza. Jak nietrudno się domyślić, kapelusz poczul się zupelnie zaskoczony i w mig odwrócił się do góry dnem, zamykając się w sobie.

Od tego dnia, ilekroć zanosiło się na rzęsisty deszcz, któraś z żab przychodziła pomóc Panu P i zaskakiwała kapelusz. Pan P zaś odwdzięczał się im, jak umiał najlepiej - czytaniem wiersza "Czapla, ryby i rak", który żaby uznawały za szczególnie śmieszny. Ta pozornie nieszkodliwa przyjaźń już niedługo miała okazać się dla Pana P bardzo kłopotliwa, ale to już zupełnie inna historia... 

Brak komentarzy: