24.01.2010

wstęga m.

Z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że dziewczynka z zapałkami była największą manipulantką pod słońcem.

I nawet jeśli dziecinie się zmarło, to przecież nie jest dostateczny powód, by setne pokolenia po niej zmuszane były pewnego zimowego wieczoru obudzić w sobie burdon wyrzutu sumienia z jej powodu, który odtąd będzie towarzyszył im już zawsze, dokądkolwiek się ruszą, jak natrętna mucha.

Dziewczynka z zapałkami wciela się potem w różne ważne postaci w życiu dzieci: w przyjaciółki, matki, babcie, pierwszego chłopaka, na nowo odkrytego ojca, Pana Boga żałośnie zwisającego z krzyża, potrącone psy, ułamane kwiatki, zagubione bażanty w środku zimowego pola, wszystkie nieszczęsne byty żebrzące o ich uwagę i miłość, z których buduje się potem wille za miastem.

Był sobie chłopiec, nazwijmy go: Z, który w szkole wyłudzał od innych kanapki, soczki, czekoladki i czipsiki, pożyczał długopis i kartkę, a także kasę na kino oraz podpowiedzi do sprawdzianu z matematyki i wypracowania z polskiego. Inne dzieci dawały mu to, czego potrzebował; skoro prosi, to znaczy, że nie ma. Nie ma, to znaczy, że trzeba się podzielić, współczuć. Jakież było zdziwienie dzieci, gdy pewnego dnia zajechał pod szkołę wypasionym rowerem. „Uskładałem sobie” – powiedział z dumą.

Był sobie chłopiec, nazwijmy go: Y, który zakochał się w innym chłopcu, nazwijmy go X. Kiedy X dostał się na studia do miasta na drugim końcu świata, Y powiedział: "nie możesz tam wyjechać, ponieważ cię kocham i bez ciebie moje życie nie ma sensu." X został na miejscu, ponieważ bardzo kochał Y. Jakież było zdziwienie X, gdy kiedyś przypadkiem napotkał Y całującego się z A. „Nie możesz ode mnie odejść – powiedział Y płaczliwie – kocham was obu jednakowo i jeśli ode mnie odejdziesz, będę musiał się zabić”.

Była sobie dziewczynka, nazwijmy ją – Malina, która bardzo trwale przywiązywała się do ludzi. Był to długotrwały, endotermiczny i nieodwracalny proces. Miała silny charakter i potrafiła uargumentować najbardziej karkołomne tezy, najbardziej kontrowersyjne stanowiska. Przy odrobinie sprytu można było jednak wytropić jej jedyny słaby punkt: miłość do otaczającego ją świata i do ludzi, do których zdołała się przywiązać.

Wokół Maliny było wiele sprytnych osób, które niejednokrotnie wchodziły ze sobą nawzajem w spór nie do rozstrzygnięcia. Przywiązywały wtedy do niej niewidzialne sznureczki i ciągnęły każde w swoją stronę, licytując się, kto jest bardziej nieszczęśliwy i pilniej potrzebuje pomocy.

Gdy była już na skraju przewrócenia się, instynkt podpowiedział jej, by tak, jak stała, zaczęła budować wokół siebie fortyfikacje. Powstawały z książek i ironii - wysoki, gruby, bezpieczny mur, który oddalał ją jednak od świata, którego tak bardzo potrzebowała.

Podobno znaleziono ją potem w środku wielkiego zamku, z psem ułożonym u nóg i wyschniętą jabłonią zwieszającą smutne jabłka nad głową. Wyglądali, jak gdyby zasnęli.

W pustym zamku znaleziono potem zeszyt opatrzony tytułem: "Dziewczynka z zapałkami. Apokryf. Powieść dla dzieci o trzech zakończeniach". Wkrótce potem wydrukowaną ją w wysokim nakładzie i ogłoszono światu.

- A niech spierdala - mruknęła zza mojego ramienia Marianna
- Co proszę? - zapytałam nieprzytomnie
- Ja bym powiedziała temu Igrekowi, żeby spierdalał na drzewo.
- Marianno, przecież wiesz, że Iks go kochał. Takich rzeczy nie mówi się na poważnie, gdy się kocha naprawdę.
- Niby tak, ale nie można sobie pozwolić na związek opierający się na władzy i wzajemnym uzależnieniu.

Musicie wybaczyć Mariannie refleksje na tym poziomie. Ostatnio czyta zbyt dużo Zwierciadła.

Brak komentarzy: