7.07.2011

pisać

Rzeka jest w tym roku za wysoka. Nie da się usiąść na brzegu tak, by zamoczyć nogi. Tuż przed skrętem z głównej trasy spotykam zakonnika, pierwszy mówi: "Szczęść Boże, witam". Choć chyba ja najpierw uśmiechnęłam się do niego. On się uśmiechał cały czas, więc to się jak gdyby nie liczy. Bez sensu zawracać teraz. Idę więc w kierunku, z którego on przyszedł, myśląc, że to nie może nie być idealne miejsce na rytualne piwo i papierosa.




Oto jest: sterta grubych pni na brzegu lasu. Otwieram puszkę przyniesioną tu aż z Lubiąża. Co najmniej pięciometrowa pajęczyna zwieszona przez pajęczego kominiarza z zielonej szczotki do butelkowego nieba. Zapalam papierosa i szukam wytłumaczenia przed zakonnikiem, na wypadek, gdyby wrócił. Takie pobożne dziecko, a pije. Może będzie chciał mnie ewangelizować? Przez las przedziera się odgłos silnika, odruchowo chowam piwo, to samochód. Na tylnym siedzeniu dziecko - macha mi. Lis przeskakuje kałużę, której przed chwilą robiłam zdjęcie i nagle zaczynam rozmieć, że jeśli pisać, to tylko do kogoś. Wyciągam telefon i piszę do T. Nie odpowie. Pewnie myśli, że ta wiadomość to jednak nie do niego. Z prawej strony drewnianych schodów dwa plastikowe kubki i samotna butelka z czerwonym napisem. Od żuli odróżnia mnie wysoka kultura: puszkę zabiorę ze sobą.

Z tyłu słyszę głosy dwóch mężczyzn. Dwóch mężczyzn, las, piwo... resztę wylewam. Może tam ktoś jest - pytają z niepokojem. Wstaję, by mogli mnie zobaczyć:

- Nie chcemy pani przeszkadzać.
- I tak miałam iść.
- Niech się nas pani nie boi.
- Nie boję się.

Ale boimy się siebie nawzajem - oni, że ich ocenię: dziewczyna z religijnego festiwalu spotyka dwóch pijących w krzakach. Ja - że... ale jeden jest o kulach, drugi nie potrafi nawet sklecić zdania. To czego się boję. Chciałabym zrobić nam zdjęcie, ale brakuje mi odwagi.

- Skąd pani przyjechała?
- Z Warszawy.
- Aż z Warszawy? Moja siostra ma córkę, która się uczy w Warszawie na kosmetologa. To pewnie pani wie, gdzie to jest.
- Nie wiem - gryzę się w język, żeby nie wymądrzyć się, że w Warszawie jest wiele szkół i skąd niby miałabym wiedzieć, do której chodzi akurat jego kuzynka - Ale to dobry zawód - uspokajam go.
- Dobry.

Brak komentarzy: