16.12.2007

Inga bierze kąpiel

Następnego wieczoru Inga zmarzła na przystanku autobusowym tak bardzo, że po zamknięciu za sobą drzwi do kojąco ciepłego mieszkania nie czuła stóp. Nieczucie stóp było dla Ingi zapowiedzią większej katastrofy, z miejsca podjęła więc akcję reanimacyjną własnego układu krążeniowego. Pogrążona w szumach odkręconej wody w łazience i gwiździe czajnika na gazie ostrożnie zdejmowała botki, ustawiając je w nogach łóżkach równo, jeden obok drugiego. Z czeluści najwyższej półki nad zlewem wyciągnęła maleńką butelkę rumu i dodała kilka kropel do herbaty, po czym zamyśliła się na chwilę i wylała pozostałą zawartość do szklanki, zamaszyście przechylając butelkę dnem do góry. W łazience ściągnęła pośpiesznie ubranie, tylko spódnicę podniosła z podłogi i ułożyła na białej klapie sedesu.

Stopami zanurzonymi w może trochę zbyt gorącej wodzie poczuła najpierw przeraźliwe zimno, potem dziwaczne mrowienie i pieczenie skóry, w końcu wyskoczyła z wanny. Usiadłszy na jej brzegu oparła czerwone stopy na przeciwległej ściance i sięgnęła po szklankę. Zapach rumu zawsze przyprawiał ją o mdłości, ale trudno. Czasem po prostu nie ma innego wyjścia.

Po opróżnieniu szklanki zanurzyła się w wannie, pozostawiając na powierzchni tylko czubek nosa, by móc oddychać. Właśnie wyobrażała sobie, że jest ogromną górą lodową, o którą za chwilę rozbije się okręt ( a pasażerowie nieświadomi niebezpieczeństwa wyskoczą za burtę wprost do ukropu, gdzie czeka ich pewna śmierć ), gdy poczuła w dole brzucha pulsujące gorąco. Podniosła się tak gwałtownie, że woda chlapnęła poza brzeg wanny wprost na białą koszulę z haftowanymi rękawami. Dookoła ciała krążyły w wodzie wyślizgujące się z palców czerwone kłaczki tkanki, która wylała się z Ingi razem z niespodziewaną falą gorąca. Widziała w nich raz- ginących w ukropie pasażerów statku, kiedy indziej znów- dziwne stwory morskie, podwodne chmury czy ptaki, a kiedy w końcu udało jej się jeden z nich schwycić, pomyślała, że oto właśnie opuściło ją na zawsze dziecko Ukochanego Mężczyzny, lub- jeśli wolisz- opuściła ją tylko ostatnia na nie nadzieja. Przecież to i tak wszystko jedno.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

ach, malino, ach!!

Anonimowy pisze...

trwoga!